Urodziłem się na Coruscant...od zawsze ciekawiła mnie historia, a stolica republiki która tyle przeszła była idealnym miejscem do poznawania jej. Często krążyłem po podziemiach planety szukając jakkiś zachowanych dokumentów lub czegoś w tym rodzaju. udałem się do świątyni jedi z nadzieja że bedę mógł prystąpic do treningu..wszystko robiłem z nadzieją na długie medytacje i dostęp do archiwów. Udało się zostałem jedi byłem dość...niesfornym padawanem, nie zgadzałem sie z wieloma doktrynami jedi. Wtedy sprecyzowałem swoje poglądy na świat jakze sprzecze od wyznawanych przez moich mistrzów którzy kazali zawierzyć żywej mocy...może dlatego nigdy nie zostałem mistrzem. W każdym bądx razie uważałem ze nie można skupiać się na to i teraz jak to robie jedi, nie można poddawać się nurtowi mocy jedi są wyjątkowi i to nie nimi powinna moc manipulowac tylko na odwrót oni powinni kierować mocą. Tak samo zywa moc należy ją kształtowac przez ciąg przyczynowo skutkowy stworzony przez nas a nie dawac jej rządzić nami. Wiem że to co tu wypisuje to cherezje ale nie mogę wyprzec się swoich poglądów. Mimo wszystko zostałem jednak rycerzem jedi moja pierwsza misja byłą dość prosta..w założeniu...miałem wystąpić w roli negocjatora z porywaczem dreadnaughta wraz z załogą...nie dało się tylko przewidzieć że moimi rawdziwymi wrogami zostaną sami porwani. wszystko to było ukartowane mieli udać porwanie dzięki czemu chcieli uciec z własnej okupowanej przez huttów planety. Gdy przejąłem dowodzenie nad statkiem bez żadnych wyjaśnień otworzyli do mnie ogień, oczywiście się broniłem jak poznałem całą prawdę...mam krew niewinnych na rękach uciakłem na Dagobah aby tam poddac się mocy móc ją analizować i szukać zrozumienia. Poł roku później wróciłem na Coruscant i udałem się do mistrza bena Skywalkera po rozmowie z nim zdecydowaliśmy ze jeszcze długa ścieżka przede mną i muszę nauczyc się samokontroli żeby "nie niszczyć ale nauczyć się poznawać życie i rozumiec wszystkie jego aspekty". Zgodził się nawet kontynuować ze mną naukę po roku uznał że jestem gotowy. Wyruszyłem ze spokojna misja dyplomatyczno odkrywczą w nieznane rejony.
na jednej z planet na której wylądowałem spotkałem nieznajomego człowieka był silny moca. Powiedział że nazywa się SkyKnight i popwiedział że szuka pomocników, i miedzy innymi potrzebny jest mu ktos taki jak ja...znający historię i mającego talent do pisania...zgodziłem sie bez wachania nie wiem sam czemu...może zapragnąłem jakiejś zmiany. chciałem sam zacząć tworzyć historię... nie wiem wiem jedno...ta praca na pewno bedzie ciekawsza niż bezwzględne posłuszeństwo jedi.
Zobacz następny temat Zobacz poprzedni temat Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach